Ego nie jest „złe”, przyszliśmy tu po to, żeby je okiełznać. Mam wrażenie, że sobie samej próbuję to przypomnieć najmocniej 😉 ale przelewam te słowa tutaj, może komuś pomogą.
Nie było by tego procesu transformacji, gdyby nie ono właśnie, owo ego. No więc kiedy rzeczywiście dzieją się w nas głębokie procesy, a one dzieją się nieustannie, teraz zwłaszcza, to potrzebujemy podarować sobie miłość i czułość, współczucie, zrozumienie, wszystko co najlepsze! Jednak co się dzieje z nami bardzo często, co się u mnie dzieje… ponieważ ta przestrzeń „niewystarczalności” kiedyś u mnie mocno rządziła, zaczęła wchodzić do mojego duchowego rozwoju bardzo cichutko i niepostrzeżenie. I ani nie wiem kiedy, zamieszkała tam. Czyli zaczęły uruchamiać się programy „o byciu świadomym” bardzo szybko wynajdywałam w sobie coś do naprawienie, ulepszenia itd. Ta praca wewnętrzna wydaje się być wtedy taka ciężka i trudna… A nie musi taka być 🙂

Nie mówię tutaj o rozpasłości i lenistwie, ale o prawdziwej akceptacji, tego, że mamy te swoje loty, ciągle gdzieś ścigamy rzeczywistość czy to duchową czy materialną. Ja tak czuję, że trzeba się poddać życiu i w tym być.
No więc nasze duchowe ego możemy rozpoznać, kiedy rodzi się w nas napięcie, żeby robić pewne „duchowe praktyki” bo robi je prawie każdy i tak trzeba. Nie będę wymieniać przykładów, bo nasz umysł zaraz to podłapie i być może akurat wymienię praktykę, którą Ty wykonujesz i przestaniesz ją wykonywać. Wiem jak działa fazulka więc nie będę wchodzić z nią w dyskusje.
Przede wszystkim do każdego działania przystępuj z poziomu serca. A jeśli nie czujesz, że to co robisz jest z Miłości, ale wiesz, że jest dobre i Ci służy, wtedy daj sobie czas. Nie poddawaj się w działaniu. Kiedy będziesz wytrwały, Miłość naturalnie zagości w Twojej codzienności. Jednak odpuść napięcie i stres, że coś musisz. Nic nie musisz, wszystko możesz.
I pamiętaj proszę, że ciągle uczymy się tutaj wybierać Miłość ponad lęk. Wysyłaj intencję, że chcesz żyć w zgodzie ze sobą, z Duszą swoją, a w Twoim życiu będzie coraz więcej radości i spokoju.
To są moje przemyślenia, do których doszłam po latach zmagań ze sobą samą, przywiązana do swoich dramatycznych wspomnień. Oj tak, bo dzieje się wkońcu moment kiedy cierpienie nie jest już przykrywką i wychodzi Prawda na wierzch. I ja to widzę bardzo wyraźnie na ten moment. Mam szacunek do swojej drogi, jednak przyznaję się przed sobą, że byłam do niej bardzo przywiązana i czułam się bezpiecznie tam gdzie byłam. Jednak to, co wyszło to wyszło i ja już nie muszę tego wałkować setki razy.
W takich momentach powraca dystans do świata i rzeczywistości. Jest odpuszczenie. Tak, pozostań uważny/uważna na swój świat, ale patrz też z dystansem. Wymagające to życie wiem, ale czuję że trzeba to przekazać, bo balans jest nam potrzebny w Drodze.
Najszybszą drogą do rozpoznania Umysłu jest podążanie drogą Miłości.
…uczenie się kochania, pytanie się Duszy o drogę i prośba o jej przewodnictwo. Dusza zna to miejsce i ona chce tam przebywać bo to jest Dom, jednak na Ziemi gdzie ciągle są deficyty potrzeba tej Miłości najbardziej. Jak wrócisz do siebie to staniesz się kanałem Miłości. To jest pożegnanie się ze swoją tożsamością, którą znasz, ona będzie umierać kawałek po kawałku. Na tą chwilę to jest największy lęk jaki obserwuję u siebie. Czasami ten lęk jest wielki jak tornado, które sieje spustoszenie, a czasami jest lekki wiatr, powiew świeżości o poranku. Obserwuję je, widzę, niech wychodzi co musi.

A na koniec weź kilka głębokich oddechów i podążaj dalej swoją drogą Podróżniku Życia.
Uśmiechnij się 🙂
Wszystko już jest dobrze. Jesteśmy w tym razem.
Z miłością
Joanna